Królowa Amber otworzyła wielkie, drewniane drzwi, przed
którymi właśnie stała. Chciała jeszcze przed wyjazdem zajrzeć do swojej
ukochanej córeczki. Wiedziała, że mała prawdopodobnie jeszcze śpi i nie chciała
jej budzić, ale pokusa zobaczenia pięknej, słodkiej twarzyczki tej małej
dziewczynki była zbyt duża. Po prostu nie mogła wyjechać bez pożegnania. Księżniczka
również miała jechać na tę wyprawę wraz z resztą swojej rodziny, jednak
zaledwie dzień wcześniej zmogła ją choroba. Kochane biedactwo, tak strasznie
się męczy. Jej brat, Christopher, od razu uparł się, że z nią zostanie, aby
dotrzymać towarzystwa siostrze. Po długich naradach, król przystał na
propozycję młodego księcia. Dzieci miały zostać pod opieką niani i kilku
zaufanych służących, a dzień później wyjechać na wieś, do przyjaciół królowej.
Gdy tylko drzwi stanęły otworem
przed władczynią, ujrzała ona komnatę swojej córki. Każdemu, kto do niej
wchodził, od razu rzucało się w oczy ogromne łóżko z baldachimem, na którym
teraz leżała, przykryta jedwabną kołderką, sześcioletnia dziewczynka. Kobieta podeszła
bliżej i przysiadła delikatnie na brzegu materaca. Przez dłuższą chwilę
wpatrywała się w śpiącą księżniczkę. Było jej smutno, że nie może zabrać córki
ze sobą. Moim to, wiedziała, że zrobi lepiej zostawiając ją w pałacu. Królowa pochyliła
się nad łóżkiem.
- Kocham
cię, Isabell. Do zobaczenia za tydzień – powiedziała, po czym pocałowała córkę
w czoło.
- Też cię
kocham, mamusiu – odpowiedziała dziewczynka, otwierając oczy.
- Oh,
kochanie! Przepraszam, nie chciałam cię obudzić.
- Nic się
nie stało, mamusiu. Cieszę się, że mogę się z tobą pożegnać, zanim ty i tata
wyjedziecie – mała uśmiechnęła się słodko i wyciągnęła rączki w stronę
rodzicielki. Królowa przygarnęła córkę w swoje ramiona i mocno ją przytuliła. Trwały
tak w uścisku, aż Isabell poczuła coś mokrego na rączkach.
- Mamusiu,
dlaczego płaczesz? – zapytała zmartwiona dziewczynka.
- Po prostu
będę za tobą tęsknić, skarbie.
Trwały jeszcze
w takim uścisku, dopóki nie usłyszały cichutkiego pukania do drzwi. Obie odwróciły
się jednocześnie i zobaczyły stojącego w progu króla Carla.
- Tatuś! –
krzyknęła mała księżniczka i wyciągnęła rączki w kierunku mężczyzny.
- Witaj, Isabell
– król podszedł powoli do córki i wziął ją na ręce. – Jak się dzisiaj czujesz?
- Troszkę
boli mnie główka – dziewczynka wskazała na swoje czoło.
Mężczyzna
położył księżniczkę z powrotem do łóżka i zwrócił się do żony.
- Amber, niestety
musimy już jechać. Pożegnajcie się i zejdź do mnie na dół. Będę czekał na
ciebie przy wyjściu. Do zobaczenia Isabell.
Król obrócił
się i wyszedł z komnaty, zamykając za sobą drzwi. Królowa spojrzała na córkę i
westchnęła z rezygnacją.
- Zostaną z
tobą Sara i Christopher. Bądź grzeczna i odpoczywaj, kochanie. Do zobaczenia za
tydzień.
- Pa pa,
mamusiu - dziewczynka uśmiechnęła się i
wyciągnęła rączki przytulając po raz ostatni matkę. – Uważaj na siebie.
Królowa odwzajemniła
uśmiech, podniosła się z łóżka i skierowała się w stronę wyjścia. Otwierając drzwi,
spojrzała przez ramię po raz ostatni na córkę i wyszła na korytarz, prawie się
z kimś zderzając. Spojrzała w dół i zobaczyła swojego małego synka,
wyszczerzającego do niej ząbki w szerokim uśmiech i machając jej na pożegnanie.
Zaraz potem mały wystrzelił jak z procy w stronę pokoju siostry i już po chwili
słychać było radosne szczebiotanie dzieci. Amber zawsze zastanawiała się w jaki
sposób działała ta niezwykła więź, łącząca dwójkę jej dzieci. Jako bliźniaki,
zawsze się dogadywali, czasem miała wrażenie, że wręcz czytają sobie w myślach.
Byli naprawdę niesamowitym rodzeństwem.
Z tymi myślami, królowa kierowała
się w dół po schodach, klucząc w labiryncie korytarzy, który znała już na
pamięć, w kierunku drzwi wyjściowych. Tam czekało kilku służących i niania,
którzy mieli zostać z jej dziećmi. Wszyscy pożegnali królową głębokim ukłonem. Amber
wiedział, iż nie musi przekazywać żadnych instrukcji Sarze, kobiety opiekującej
się jej pociechami, ponieważ wcześniej odbyły poważną rozmowę, a poza tym,
kobieta doskonale wiedziała, co ma robić. Władczyni uśmiechnęła się do
mężczyzny, który otworzył jej drzwi i wyszła na zewnątrz. Musiała lekko przymrużyć
oczy, ponieważ słońce tego dnia świeciło nadzwyczaj jasno. Kobieta spostrzegła
swego męża, stojącego tuż obok i chwyciła go pod ramię. Razem udali się do
samochodu, ustawionego zaraz przy schodach. Usiedli na tylnych siedzeniach i
królowa po raz ostatni spojrzała na pałac. Jej wzrok padł na okno, znajdujące
się w pokoju córki i ujrzała w nim dwie roześmiane buzie i machające do niej
ręce. Uśmiechnęła się na ten widok. Odwróciła wzrok na przednią szybę i w tej
chwili samochód ruszył.
Jechali już od dwóch godzin. Król Carl
przeglądał jakieś dokumenty, natomiast królowa wydawała się niesamowicie
znudzona. Robiła się coraz bardziej senna, a powieki niekontrolowanie opadały
co kilka sekund. Nagle rozległ się ogromny huk. Królowa momentalnie się
rozbudziła, a jej mąż uniósł głowę znad papierów.
- Włącz
radio i ustaw na wojskową częstotliwość! – szofer od razu wykonał rozkaz. Przez
chwilę słyszeli niewyraźne trzaski, po czym odezwał się głos.
Do wszystkich jednostek! W Lyon miał
miejsce wybuch. Wszystkie jednostki stacjonujące w okolicy, mają rozkaz stawienia
się w tamtejszej bazie. Wyglądało to na wybuch gazu, jednak mamy podstawy
podejrzewać atak terrorystyczny. Powtarzam. Wszystkie okoliczne jednostki mają
stawić się w bazie w Lyon!
Następnie zapadło
milczenie, a król wydawał się być głęboko pogrążony w myślach. Po chwili
usłyszeli kolejny wybuch i prawie równocześnie, w radiu odezwał się inny głos.
Został potwierdzony atak
terrorystyczny. Mamy wielu rannych i zabitych, głównie cywilów. Jeszcze nie
wiemy jakie są ich żądania ani która ze znanych nam grup terrorystycznych, stoi
za tym zamachem. Mamy również informacje, że podobny atak nastąpił w okolicach
Paryża.
W tym
momencie król podjął decyzję.
-
Sebastianie, zawieź mnie do bazy wojskowej w Lyon, a później jedź z królową w
dalszą podróż. Dołączę do was najszybciej jak będę mógł.
Przez cały
ten królowa myślała tylko o jednym. Dzieci. Co jeśli coś im się stanie? Nigdy
sobie nie wybaczy, jeśli zginą, podczas gdy ona będzie sobie bezpiecznie
siedziała w samochodzie, w drodze do Bordeaux. Nigdy sobie nie wybaczy. Nagle usłyszała
kolejny huk. Tym razem był o wiele głośniejszy, dobiegał jakby spod kół. Czas jakby
zwolnił. Królowa poczuła powiew wiatru na skórze i wiedziała, że palce króla,
wyślizgują się z jej dłoni. Potem poczuła pieczenie na policzku. Podniosła rękę
i poczuła coś mokrego i lepkiego. Spojrzała na swoje palce i zobaczyła
szkarłatną krew. Zaraz potem ogarnął ją niesamowity ból. Bolała ją praktycznie
każda część ciała. Bała się spojrzeć na swoje nogi i brzuch, w obawie na to,
czy aby na pewno są jeszcze całe. Wszystko docierało do niej bardzo powoli i
nie mogła zrozumieć co się dzieje. Po chwili ogarnęła ją ciemność, a ostatnią
myślą był niepokój o dzieci.
Oto prolog pierwszego opowiadania na tym blogu. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i uda mi się dokończyć to opowiadanie. Czekam na Wasze komentarze <3 ~Marta